14.11.2013

Gdzie jest ważka?

Dziś parę słów o moich doświadczeniach związanych z fotografowaniem ważek.
W którymś wpisie już o tym pisałam, że ważki spotykałam w trzech miejscach: Na Łące Wschodniej oraz w Moim Lesie - zwykle na Ścieżce Ważek i nad niewielkim stawem w pobliżu lasu. Poza stawem pozostałe miejsca oceniłabym jako suche, a więc niezbyt przyjazne ważkom. Okazało się jednak, że oddalony o jakieś 200 m od leśnych ścieżek staw znajdował się wystarczająco blisko, by można było je tam spotkać. Z kolei łąka po dokładniejszych oględzinach okazała się bardziej rozległa niż mi się zdawało, pełna trudno dostępnych zakamarków oraz wilgotnych miejsc z nieco grząskim podłożem. Później przypomniałam sobie, że na jej drugim skraju znajduje się malutki (ale jednak!) obszar, gdzie z pewnością miesiącami utrzymuje się woda. To tam, gdzie rośnie pałka szerokolistna. Nie znam się jeszcze na biotopach sprzyjających rozmnażaniu się ważek, ale przypuszczam, że muszą być one dostateczne, skoro ważki występują na Łące Wschodniej.


Kolejną kwestię ilustrują zdjęcia. Tak, wiem, że są niewyraźne i właściwie niczego nie przedstawiają. Ale właśnie tak, a nawet gorzej (mniej wyraźnie) widać ważki na wyświetlaczu aparatu. Widzisz, że nadlatuje i gdzieś siada. Kierujesz aparat w jej stronę i nie możesz jej wyłuskać z gmatwaniny łąkowych roślin - po prostu jej nie widzisz! Aparat nie łapie ostrości na tym co trzeba, robisz więc zdjęcia na wyczucie. I koniecznie musisz się zbliżyć! Tylko jak?
Posiadam aparat kompaktowy z dość dużym wyświetlaczem LCD, który podobno jest bardzo dobry... jak na wyświetlacze w tego typu aparatach fotograficznych. Niestety, przy dużym nasłonecznieniu, a zwłaszcza, gdy promienie słońca padają na wyświetlacz, niestety, widzę niewiele. Dodatkowo, pewnie z powodu dotykania lub lekkiego zmatowienia powierzchni jego czytelność nie jest taka sama w każdym miejscu kadru.
Spotkać ważkę na łące, która przysiadła nieopodal i fotografować na oślep - jakież to frustrujące!

Szablaki lubią przysiadać na wysokich i suchych roślinach

Jeśli jednak zachowam zimną krew, a ważka okaże nieco cierpliwości, zerkając to na nią, to na wyświetlacz, w końcu ustalam jej położenie, być może zdążę ustawić aparat (czasem nie jest to potrzebne - szczęśliwy zbieg okoliczności) i zaczynam robić wyraźne zdjęcia. Ważce.
By jej nie spłoszyć, należy poruszać się dość wolno, a przede wszystkim, płynnie.
Na początku sądziłam, że ważka, która usiadła w pobliżu - albo mnie nie widzi, albo ignoruje, albo... ma ochotę mi pozować. Najbardziej podobała mi się ta trzecia opcja, ba, wręcz się jej trzymałam  :-) .
Teraz, po zapoznaniu się z niektórymi zachowaniami i trybem życia ważek wiem, że np. szablaki lubią siadać na wysokich, suchych roślinach. Zapewniają one o wiele bardziej stabilne podłoże niż np. źdźbła wysokich traw oraz stanowią lepszy punkt obserwacyjny i startowy. Wielokrotnie, w czasie moich sesji fotograficznych, ważka znikała mi z kadru, by po ok. dwóch sekundach powrócić w to samo lub niemal to samo miejsce. Zwykle lądowała w nieco innej pozycji, co dla mnie było bardzo korzystne - mogłam sfotografować ważkę pod innym kątem nie ruszając się z miejsca.
Dopiero bliższe oględziny zdjęć oraz filmów, które nakręciłam wyjaśniły mi powód tych nagłych ucieczek z planu. Polowanie! Po powrocie okazywało się, że coś czarnego (maleńka muszka, meszka?) wystawało jej spomiędzy wargi górnej a żuwaczek.
Jeśli znalazłam się w miejscu, które ważka upodobała sobie ze względu na obfitość "zwierzyny łownej", sesja mogła trwać nawet 30 minut i dłużej. Tego jednak już nie weryfikowałam - żegnałam się z ważką, syta wrażeń dziękowałam jej za spotkanie i powoli wycofując się ruszałam dalej - na kolejne łowy lub wyczerpana ich nadmiarem i adrenaliną, wracałam do domu.

Żagnice są znacznie większe. Nie widziałam, żeby kiedykolwiek siadały na roślinach. Dwa spotkania z żagnicą (z samicą i samcem) skłaniają mnie do stwierdzenia, że wolą gałęzie drzew i schronienie, które dają liście. Siadając tam raczej tylko odpoczywają, a nie polują.

Na koniec jeszcze o moim szczęściu do ważek :-).
Nie mogę, jak dotąd, skonfrontować swoich doświadczeń z innymi (brak odzewu), dlatego nadal uważam, przynajmniej po części, że jest to szczęście. Gdzieś przeczytałam, że odległość graniczna, której ważka nie pozwoli przekroczyć i ucieknie, wynosi pół metra. To bardzo daleko - pomyślałam - przecież mnie udawało się wielokrotnie robić zdjęcia z odległości kilkunastu - kilku(!!) centymetrów. Raz czy dwa zdarzyło mi się nawet, że obiektywem aparatu dotknęłam rośliny, na której siedziała ważka (słyszałam odgłos). Pomimo tego ważka nie uciekła!!
W większości przypadków moje szczęście zawdzięczam właśnie mojemu... aparatowi z wyświetlaczem, a nie z wizjerem. Przecież moje ciało może pozostać w akceptowalnej odległości, natomiast aparat mogę wysuwać do przodu daleko, daleko - na całą długość rąk! Aparat jakoś nie robi wrażenia na ważkach, w każdym razie ich nie płoszy. Mimo, iż jest niewielki, jest także moją tarczą, za którą się kryję. Niejednokrotnie zbliżałam aparat na kilka - kilkanaście centymetrów od ważki, zza którego już mnie nie widziała. Jeśli ważka zachowała spokój i pozostała na swoim miejscu, wówczas ja również mogłam zmienić, poprawić swoją pozycję - zrobić krok do przodu lub np. przyklęknąć. Bywałam blisko, naprawdę blisko i wręcz nawiązywałam z nią jakąś mentalną więź (tak to odczuwałam. Wyraźnie).
I jak tu nie uzależnić się od fotografowania ważek?

Szablak właśnie zmienił miejsce wypadowe. Nie od razu złapałam ostrość obrazu, za to później ta ważka pokazała mi coś niesamowitego...


fotografowanie ważek, zwyczaje ważek, ważki zachwycone, szablak, żagnica jesienna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz